Hadrian
Hadrian
Parol Kawalerski Parol Kawalerski
618
BLOG

"Hadrian”- szybowiec dla zielonych mas.

Parol Kawalerski Parol Kawalerski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 Zawsze dla mnie ciekawym elementem historii jest okres formowania się 82. dywizji powietrznodesantowej, zainfekowany desperacją dowódców, starających się dać liczącej 13 tysięcy ludzi jednostce jakąkolwiek broń przeciwpancerną i wsparcie artyleryjskie.

Chwilę przed wyjazdem na Czarny ląd pułkownikowi Gavinowi, wówczas dowódcy 505. pułku piechoty spadochronowej, pozwolono obmacać przez koc jakąś tajemniczą rurę, która jak twierdzili oficerowie nadzorujący próby tajnej broni „wybije dziurę w każdym czołgu na świecie. Nazywa się bazooka”. Kilka miesięcy później, już w Syrii, Gavin pochował „kilku żołnierzy z bazookami wciśniętymi w nich przez gąsienice czołgu”. Widział tez Tygrysa zdobytego dzięki temu, że obrzucono granatami jego nieostrożną załogę. „Czołg miał na sobie ślady czterech pocisków bazooki, z których żaden nie przebił pancerza. A tak odnośnie artylerii…Armia amerykańska miała już wówczas na swoim wyposażeniu lekką haubicę górską kaliber 75mm ze składaną lawetą, krótką lufą i lekkimi kołami z oponami. Na stan wyposażenia 82. dywizji została przyjęta, dlatego iż można było ją podzielić na 9 części, co doprowadzało do łatwości zrzutu. Jednakże zawsze musiały być jakieś komplikacje. Zebranie wszystkich 9 rozrzuconych części w warunkach bojowych z wierzchołków drzew, rowów, szczytów dachów wymagało czasem dni, jeśli w ogóle można było te wszystkie części odnaleźć. Zaradni spadochroniarze połączyli w końcu wszystkie pakunki liną tak, że pod C-47 wisiało ich 6 a dalsze 3 stały w drzwiach samolotu. Zrzucało się to wszystko razem, lecz był to ładunek bardzo nieporęczny, który wymagał odważnego pilota by z nim poleciał. Desperaci z 82 potrzebowali na gwałt szybowców transportowych i na szczęście do momentu desantu na Sycylii już takie mieli…

USAAF swoje studia nad szybowcami desantowymi rozpoczęło w 1941 roku, ale program ten rozwijał się powoli na rzecz produkcji samolotów bojowych.  W połowie 1942 roku wybrana w wyniku konkursu firma Waco Aircraft Company of Troy przedstawiła dwa udane prototypy - XCG-3 i XCG-4. Mniejsza trójka powielała koncepcje niemieckich DFS 230(szybowców do desantu piechoty). Przekrój kadłuba i nośność większej czwórki dopasowano tak by umożliwić transport jeepa lub armaty ppanc kal. 57mm lub małej haubicy górskiej kal. 75mm. Ten drugi tym szybowca, jako CG-4 A (na służbie brytyjskiej zwany, jako Hadrian) został już skierowany zgodnie z amerykańskimi skrajnościami, do natychmiastowej i masowej produkcji. Wobec tempa rozwoju nieistniejących jeszcze przed rokiem wojsk powietrznodesantowych zamówienia rozdzielono na kilkanaście zakładów, przy czym prym, co do ilości i najniższej ceny jednostkowej (15500$) wiodły zakłady Forda, które dostarczyły 4200 sztuk na ok. 14000 łącznie wyprodukowanych szybowców. CG-4A otrzymał tez oficjalna nazwę „Haig”, ale żołnierze nazywali go żartobliwie „Jayhawk” (głupawy roztargniony sokół).  Lecz do historii przeszedł pod brytyjską nazwą, podobnie jak C-47. Bo kto kiedy słyszałby żeby na „Dakotę” mówić „Skytrain”.

Jak na szybowiec projektowany do niejednoznacznych założeń, a wyprodukowany w tak zawrotnym tempie czwórka była konstrukcją ogólnie udaną i był łatwy w pilotażu, choć miał wiele cech szczególnie kłopotliwych. Miał sporą doskonałość- co jeszcze nie jest wadą, ale nie miał klap, a tylko nieefektywne hamulce aerodynamiczne i słabe hamulce kół głównych. Płaskie podejście do lądowania i długi dobieg to najmniej pożądane cechy w czymś, co ma usiąść na kawałku pola otoczonego wysokimi drzewami.  Brytyjska Horsa nie mogła tak daleko dolecieć w razie błędu wyczepienia. Ale miała skuteczne klapy, dzięki którym mogła zejść pod kątem 35 do 45 stopni i precyzyjnie usiąść w wyznaczonym celu. Przemyślana, jak mogłaby się wydawać decyzja, co do wielkości CG-4A powodowała, że transportowano nim samą armatę i kanonierów lub samego jeepa z resztą amunicji. W razie kraksy jednego szybowca lub tylko lądowania w różnych miejscach, armatę pchano ręcznie (nasi artylerzyści lądujący na prawym brzegu Renu pod Arnhem) a jeep szukał innej armaty, której przydałaby się amunicją.  Warto dodać, iż statecznik poziomy był zamocowany słabo, co wymuszało ograniczenie prędkości holowania do 240km/h. Gdzie przy holującej Dakocie nie robiło to problemu, lecz używane też do tego adaptowane bombowce brytyjskie leciały na granicy przepadania. Innowacyjny system wyładunku poprzez podnoszenie dziobu przez wyjeżdżającego jeepa działał w warunkach idealnego, łagodnego lądowania. W czasie ostrego hamowania na nieutwardzonym lądowisku zdarzały się przypadki „wymaszerowania” słabo zamocowanego samochodu przez kabinę.

 Pisząc o szybowcach desantowych trzeba wspomnieć, chociaż odrobinę o ich pilotach. Zwłaszcza, iż w systemie szkolenia amerykańskiego i brytyjskiego widniały dość specyficzne różnice. Pilotowanie obciążonego szybowca desantowego w fazie holowania i lądowania często w nierozpoznanym terenie, w nocy, pod ogniem i innymi przeciwnościami, wymagało dobrego opanowania maszyny, osiąganego w trakcie wielu lotów treningowych. Amerykanie stosowali najpierw zbyt złożony (nauka lotów termicznych) a potem zbyt uproszczony system szkolenia, obejmujący w drugiej fazie 30 godzin lotu na samolotach szkolnych i 16 godzin lotu na szybowcach. Brytyjski program szkolenia był bardziej rozbudowany i poza podstawowym obejmował loty na Horsie o stopniowanym poziomie trudności. Co powodowało, iż pilot musiał panować nad maszyna w dzień i w nocy. Musiał być przeszkolony w wszelkiego rodzaju wyczepieniach.  Zaś ostatnie loty szkoleniowe prowadzono w symulowanych warunkach bojowych.  Innym elementem różniącym obydwa szkolenia było szkolenie bojowe załóg. „Hadrian” miał dwóch pilotów i przewoził 13 żołnierzy (Horsa- 2 i 25), tak, więc po desancie składającym się z 10 maszyn do akcji ruszało 130 żołnierzy i 20 turystów. Brytyjczycy zaś zakładali, iż piloci po wylądowaniu brali udział w walkach tak jak zwykli żołnierze. Amerykanie mieli początkowo przeszkolić swoje załogi w systemie brytyjskim, ale zabrakło im czasu, ludzi i jeszcze tam czegoś.

CG-4A uczestniczyły we wszystkich alianckich operacjach desantowych od Sycylii aż po operacje „Varsity”. Brały udział w lądowaniu w Normandii i w operacji „Market-Garden”.

Jedna z wielu anegdot opisująca działania dalekowschodnie opowiadała o lądowaniu szybowca wiozącego mały spychacz na polu zablokowanym innymi, rozbitymi szybowcami. Piloci posadzili maszynę zbyt daleko i wpakowali się w gęsty busz. Zarośla zahamowały szybowiec, odrywając mu skrzydła, a wyrwany z mocowań spychacz ruszył naprzód, podnosząc przy tym, na szczęście kabinę wraz z pilotami. Spychacz wleciał w krzaki, kabina opadła a jeden z pilotów stwierdził „Tak to sobie mniej więcej planowałem”.

Zobacz galerię zdjęć:

US 75 mm howitzer 1
US 75 mm howitzer 1 Dakota Horsa Naszywka naramienna 82 dywizji Hadrian przy desancie Jeepa

Mikołaj Parol, student Wydziału Prawa i Administracji w Łodzi, pasjonat historii, fan Gwiezdnych Wojen i fantastyki, miłośnik lotnictwa, wojskowości i gier rpg. Czytacz jak i oglądacz, o własnym zdaniu. Nacjonalista myślący,eurosceptyk i patriota. Znajdziesz mnie jeszcze tutaj: https://twitter.com/MikolajParol http://peron3-tor2.blogspot.com/ http://3obieg.pl/author/parol-kawalerski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura